Pierwszy post z pobytu w Gijon.
Pogoda? Przepiękna, nie ma upałów, ale beż szortów czy czegoś innego zwiewnego się nie obejdzie. Dziś z Łukaszem mieliśmy ciężki dzień, bo nie dość że oboje jeszcze nie doszliśmy do siebie po 16 godz lotów (wliczając przesiadki) to mój towarzysz biedny się rozchorował. Moc antybiotyków i przemiła atmosfera dają radę zwalczyć dolegliwości ;)
Cały dzień spędziłam na robieniu zdjęć, rozdawaniu autografów i udzielaniu wywiadów. Nie było źle, ale do końca nie wiedziałam dlaczego aż tyle osób wie, że przyleciałam z PL i że posiadam jakiegoś tam bloga ;)
Nikt nie powiedział mi, że od miesiąca w telewizji emitowane są reklamy ze mną, a w mieście widnieją bilbordy. Aaaaaaaa! Ponadto posiadanie niebieskich oczu, jest tu czymś tak orientalnym, że dla świętego spokoju powiedziałam "witajcie" wszystkim parom okularów jakie tu zabrałam :) Dobrze, że nie jestem naturalną blondynką :P Hm... albo może szkoda, bo w tej naszej EURO stolicy ewidentnie deficyt gatunku męskiego heh.
To co spotkało mnie na "dzień dobry" a może bardziej na "dobry wieczór" kiedy wchodziliśmy z Łukaszem do hotelu zobaczycie mam nadzieje na filmiku, który planuje zmontować będąc jeszcze w Hiszpanii.
CAŁUJE! I do kolejnego posta ;)
case schaffashoes / dress h&m, seconds hand, ZARA / blazer and jacket modekungen / mini bag LILOU / jewellery KOD, Blings.pl / belt VERSACE seconds hand / cap Urban Flavours
No comments:
Post a Comment